środa, 24 kwietnia 2024

NOWY POCZĄTEK - część 12

Zgodnie z obietnicą, w pierwszy dzień Bożego Narodzenia, Beatka obudziła się wcześnie i spojrzała przez okno. Tata miał rację mówiąc, że dzisiaj na pewno pójdą na sanki. Z tą myślą – i z radością – zapukała do pokoju Uli.

Dziewczyna dopiero co otworzyła oczy i poczuła, że siostrzyczka daje jej buziaka na dzień dobry.

- Cześć. Jak się spało? – zapytała Ula.

- Super. A wiesz, że na dworze jest mnóstwo śniegu? Pójdziemy na sanki?

- Tak chcesz iść? W piżamce i bez śniadania? – Ula złapała małą i zaczęła ją łaskotać.

- Nie! – pisnęła mała, śmiejąc się. – Po śniadaniu i po kościele.

- No to zmykaj się ubierać. Bo jak wstanę i zacznę atak łaskotek…

Józef zapukał do pokoju starszej córki, słysząc śmiechy i piski.

- A co wy robicie za hałasy od rana? – zapytał wesoło. – Dzień dobry, Ula.

- Bo Beti chce iść w piżamie na sanki – roześmiała się Ula. – Dzień dobry, tato.

- Wcale że nie – zaprotestowała mała.

- Oczywiście pójdziecie, ale po śniadaniu i po kościele. Chodźcie, Ala szykuje śniadanie.

Zagarnął ramieniem młodszą córkę, dając starszej córce czas, żeby się przebrała.


Ula dołączyła do reszty rodziny przy śniadaniu. Zjedli razem, a potem ojciec zdecydował, że wybiorą się na mszę na 10.00. Alicja odruchowo sięgnęła po swoje kluczyki; ale Ula uprzedziła ją.

- Mamo, poczekaj. A może byście chcieli przejechać się moim maleństwem?

- Twoim? – zapytała zaskoczona.

- No co? Nie chcecie sprawdzić w praktyce moich umiejętności kierowcy? – roześmiała się Ula. – Tylko przełóż mi do samochodu siedzisko dla Beti.

- O, dobrze, że przypominasz. Józek, Beti. Jedziemy z Ulą do kościoła jej samochodem.

Rodzina zeszła na dół, zostawiając Jaśka w domu. Nie musiał iść rano do kościoła, bo przecież był na pasterce.

- Chcesz usiąść na miejscu pasażera, mamo? – zapytała kurtuazyjnie dziewczyna.

- Jeśli mogę, to bardzo chętnie.

- A ja siedzę za Ulą – zarządziła Beti.

- Oczywiście, i tak masz siedzisko za kierowcą.

Ula jechała spokojnie, dostosowując prędkość do warunków panujących na rysiowskich drogach. Zaparkowała sprawnie na parkingu przy kościele i cała rodzina Cieplaków wysiadła, idąc na mszę.


Po kościele dopadła ich – oczywiście – wścibska pani Dąbrowska. Nie byłaby sobą, gdyby się nie wtrąciła.

- A co to, Cieplaki sprawiły sobie nowe auto? Jak kogoś na to stać, to się nie dziwię.

- Dzień dobry, pani Dąbrowska – powiedziała Ula.

Kobieta zmierzyła ją wzrokiem.

- Ula? Toś ty nie w dalekim świecie?

- Przyjechałam tylko na Święta – odparła. – Ale niedługo wracam do siebie.

- Ty lepiej chłopa sobie znajdź, a nie rób karierę.

Ula posłała jej krótkie spojrzenie. Na szczęście z kłopotu wybawili ich Ania z Maćkiem, którzy również byli na tej samej mszy. Czarnowłosa uściskała ją serdecznie.

- Panie Józefie, możemy wprosić się na kawkę po południu? – zapytał pogodnie Maciek. – A gdzie macie Jaśka?

- Możecie, pewnie. Jasiek z Kingą byli w nocy na pasterce – wyjaśnił ojciec.

- Rozumiem. Jakby się udało, to fajnie by było, gdyby Kinga też do was przyszła.

- Pogadam z Jaśkiem, poproszę go, żeby zaprosił do nas Kingę.

- Uuu, Ulka, ty dzisiaj za kierowcę? – zdumiała się Ania. – To już nie Ala?

- To tylko jednorazowo do kościoła – roześmiała się Ula. – To o której będziecie?

- 15, może być?

- Pasuje.

- Maciek, a pójdziecie z nami na sanki? – wtrąciła się Beti. – Razem z…

Zawahała się, nie wiedząc jak powiedzieć – „ciocia”, „pani” czy po imieniu. Ania przykucnęła przy niej, wzięła ją za rękę i uśmiechnęła się.

- Jeśli chcesz, to możesz mówić do mnie po imieniu. Jestem Ania.

- A ja Beatka. To co, pójdziemy na sanki?

- Możemy się wybrać. Już tak dawno nie jeździłam na sankach. Za godzinę u was pod domem?

- Jasne. To jesteśmy umówieni.


Zgodnie z obietnicą, Ula i Beatka spotkały się z Anią i Maćkiem przed domem. Jasiek i Kinga także mieli ochotę na jazdę na sankach. Ula i Maciek wiedzieli, gdzie są najlepsze górki do zjeżdżania, dlatego podjechali tam swoimi samochodami.

Na miejscu było już sporo amatorów jazdy na sankach i innego śnieżnego szaleństwa. Beatka koniecznie chciała pozjeżdżać, dlatego poprosiła Ulę, żeby wyjęła jej z bagażnika sanki, które dostała od rodziców na Święta.

- To co, kto pierwszy ze mną jedzie? – zapytała mała.

- Ja z tobą jadę – zadeklarowała się Kinga.

W tym czasie Ania i Ula rozmawiały chwilę ze sobą.

- I co u ciebie słychać, Ula? Ala coś wspominała, że wyjechałaś do Gdańska…

Dziewczyna była odrobinę zła na matkę, że wygadała jej tajemnicę, ale pokiwała głową.

- Tak, mieszkam i pracuję w Gdańsku. Ale opowiem ci, jak do nas przyjdziecie po południu. Daleko nie macie – roześmiała się.

- No okej.

Zabawy na śniegu trwały jeszcze długo. Gdy wszyscy już poczuli solidne zmęczenie, Ula zgarnęła rodzeństwo do samochodu, aby wrócić do domu na obiad i się rozgrzać.

- Już jesteście – przywitała ich Alicja. – Myjcie ręce i siadajcie do stołu, już nalewam gorącego barszczu.

- Mamo, a zostały jeszcze paszteciki? – zapytała Beti.

- Oczywiście że są. Proszę bardzo – podała im miskę.

- Maciek i Ania zapowiadali się na 15 – powiedział ojciec do Jaśka. – I prosili, żeby Kinga też przyszła.

- No spoko, to zaraz do niej napiszę.

Dziewczyna odpisała, że co prawda mieli jechać z rodzicami w gości; ale obiecała przyjść na chwilę, aby wysłuchać, co Maciek i Ania mają im do powiedzenia.


Kinga przyszła do Cieplaków równo z Anią i Maćkiem. Ala poczęstowała gości piernikiem i aromatyczną kawą.

- Ulka, mówiłaś, że mieszkasz i pracujesz w Gdańsku – zwróciła się do niej Ania. – Czym się zajmujesz?

- Jestem konsultantem do spraw finansowo-ekonomicznych, i w sposób szczególny rozwijam znajomość języka niemieckiego.

- A ten konsultant… to znaczy co?

- To coś jak stanowisko Aleksa, a potem moje w „Febo & Dobrzański”. No i często kursuję między Gdańskiem a Berlinem.

- Pamiętam, jak profesjonalnie rozmawiałaś z Ingrid Krüger – przypomniała sobie Ania. – Wszyscy byli zaskoczeni, zwłaszcza Paulina i Marek.

Ula drgnęła na dźwięk imienia dawnego szefa.

- A ty myślisz, że dlaczego Marek poprosił właśnie mnie na tłumaczkę Ingrid? – odpowiedziała pytaniem Ula. – Właśnie dlatego, że jako jedyna znałam perfekt niemiecki. Logiczne, że tylko ja mogłam porozmawiać z nią w jej ojczystym języku.


 

Po podwieczorku Ania sięgnęła do torebki.

- Słuchajcie, w sumie to dobrze się składa, że jesteście tu razem, bo mamy coś dla was. – To mówiąc, wyciągnęła trzy koperty. – Alu, na twoje ręce, proszę.

- „Anna Banaszyk i Maciej Szymczyk wraz z rodzicami mają zaszczyt zaprosić Alicję, Józefa i Beatkę Cieplak na uroczystość zawarcia związku małżeńskiego…” – przeczytała Alicja z radością. – Oczywiście już teraz potwierdzamy, że przyjedziemy.

- Jasiu, to dla ciebie i Kingi – Ania podała mu kopertę z osobnym zaproszeniem. – Nie pamiętam tylko, Kinga, jak masz na nazwisko.

- Matysiak – podpowiedziała dziewczyna.

- To już dopiszę. A to, Ula, dla ciebie.

Ula otworzyła zaproszenie i zwróciła uwagę na datę. 27 czerwca.

Do tego czasu powinnam już wszystko sobie poukładać.

- Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie i bardzo się cieszę waszym szczęściem.

- Nie wyobrażam sobie, że mogłoby was nie być na naszym weselu – rozpromienił się Maciek. – Przecież jesteście dla nas jak rodzina.

- A w firmie już byliście? – zaciekawiła się Ula. – Dobrzańscy już wiedzą o waszym ślubie?

- No, firmę już mamy za sobą. Na spotkaniu opłatkowym przekazałam zaproszenie dla ludzi z pracy.


Wieczorem Ula sięgnęła po swój pamiętnik.

A więc Ania i Maciek biorą ślub. Zazdroszczę im i życzę wszystkiego najlepszego. Od zawsze do siebie pasowali i wiem, że będą razem bardzo szczęśliwi. Czy i mnie kiedyś spotka takie szczęście? Czy zdołam zapomnieć o Marku, czy właśnie wręcz przeciwnie – wrócimy do siebie i między nami będzie jak dawniej? A może nie jak dawniej; może teraz zaczniemy od początku?

6 komentarzy:

Julita Morawiec pisze...

Ula nie powinna im zazdrościć a wrócić do firmy. A co za tym idzie spotkać z Dobrzańskim i wszystko sobie wyjaśnić. Aby móc potem samej mieć szczęśliwe życie.
Dziękuję Ci bardzo za tę część.
Cieplutko pozdrawiam w środę wieczorem.
Julita

robert pisze...

super jeszcze tylko marek i ula i sie uda

Aga majewska pisze...

Super jeszcze trochę a się spotkają

Malgorzata Szyler pisze...

Ania i Maciek szczęśliwie dobijają do portu i zakładają rodzinę, a Ula? Czy tam w Gdańsku naprawdę czuje się szczęśliwa? Oderwała się od F&D, od Marka i od rodziny, żeby zapomnieć, ale przecież wciąż pamięta i z całą pewnością cierpi. Zaproszenie na ślub Maćka i Ani powinno dać jej do myślenia. Za chwilę przybędzie na świecie kolejna para szczęśliwców, a ona w dalszym ciągu nie zrobi nic z własnym życiem? Koniecznie powinna się ogarnąć, przemyśleć wszystkie "za" i "przeciw" wybrać to, co będzie dla niej najlepsze.
Serdecznie pozdrawiam.:)

PS.
Jakoś mi tak dziwnie czytać, kiedy Ula i mała Betti zwracają się do Alicji "mamo". Ja wiem, że w gruncie rzeczy to dobra kobieta i kocha dzieci Józefa jak własne, ale mimo wszystko mam jakiś dysonans. może nie dziwiłabym się Beatce, która matki biologicznej kompletnie nie pamięta, ale Ula i Jasiek, to już zupełnie inna historia. To tylko takie moje dywagacje na marginesie.

Olka Smerfetka pisze...

Małgosiu,
Ula zwraca się do Alicji "mamo" tylko w zaciszu własnego domu - dlatego nikt poza rodziną nie zwraca na to uwagi.

Nie będę jednak spoilerować, co będzie dalej, bo nie chcę psuć niespodzianki.
Pozdrawiam serdecznie
Olka.

robert pisze...

super czekam na ciog dalszy tego opowiadania

NOWY POCZĄTEK - część 13

/Wbrew pozorom, ten odcinek nie jest pechowy 😊 miłej lektury./ Ula wróciła do Gdańska dwa dni po Świętach, odwożąc po drodze Jaśka i Kingę ...